Stany Zjednoczone to zwykle dwa skojarzenia: jedno - wielkie możliwości, pieniądze, kariera od pucybuta do milionera lub drugie - dzika nieokiełznana przyroda i nieogarnione przestrzenie.
Te
 dwa oblicza Ameryki są pożywką masowej wyobraźni. Co roku tysiące 
studentów z najodleglejszych zakątków świata (najwięcej z Polski - co 
roku ponad 20 tys.), przybywa do USA, by w ramach różnych programów 
wymiany typu Work& Travel, na własnej skórze przekonać się czy wciąż
 można tam realizować marzenia Kolumba - bogactwo i wolność. Większość z
 nich odpowiada zgodnie - nadal warto podejmować wyzwania Nowego Świata.
Money, money, money
 Każdy
 z wyjeżdżających musi myśleć o finansach. Musi - wszak koszty 
uczestnictwa to niebagatelna inwestycja na długo przed pierwszą wypłatą w
 dolarach. Każdy przelicza, kiedy "będzie na czysto", kiedy będzie miał 
pewność, że zwróciły się wydane jeszcze w kraju pieniądze. Jednak dla 
wielu przygoda z amerykańskim snem o dolarowej potędze nie kończy się do
 dnia powrotnego lotu przez ocean. Niektórzy te marzenia przywożą do 
kraju - snując się po ulicach Warszawy, salach wykładowych łódzkich 
uczelni, pubach Krakowa, wciąż planują jak zorganizują swój wyjazd za 
rok by zwiększyć zyski. Można się z tego śmiać, ale nie można przejść 
obojętnie nad faktem, że praca w Stanach się opłaca szczególnie 
studentom. Jak to w życiu - coś za coś - żeby naprawdę zarobić trzeba 
wykorzystać cały czteromiesięczny pobyt wyłącznie na pracę lub już na 
starcie znaleźć sobie dodatkowe zajęcie. Pracując "na dwa etaty" i 
traktując drugi element programu - travel z przymrużeniem oka, można wg jednego z uczestników przywieźć 5-6 tys. $ i więcej. To są poważne pieniądze.
Każdy
 z wyjeżdżających musi myśleć o finansach. Musi - wszak koszty 
uczestnictwa to niebagatelna inwestycja na długo przed pierwszą wypłatą w
 dolarach. Każdy przelicza, kiedy "będzie na czysto", kiedy będzie miał 
pewność, że zwróciły się wydane jeszcze w kraju pieniądze. Jednak dla 
wielu przygoda z amerykańskim snem o dolarowej potędze nie kończy się do
 dnia powrotnego lotu przez ocean. Niektórzy te marzenia przywożą do 
kraju - snując się po ulicach Warszawy, salach wykładowych łódzkich 
uczelni, pubach Krakowa, wciąż planują jak zorganizują swój wyjazd za 
rok by zwiększyć zyski. Można się z tego śmiać, ale nie można przejść 
obojętnie nad faktem, że praca w Stanach się opłaca szczególnie 
studentom. Jak to w życiu - coś za coś - żeby naprawdę zarobić trzeba 
wykorzystać cały czteromiesięczny pobyt wyłącznie na pracę lub już na 
starcie znaleźć sobie dodatkowe zajęcie. Pracując "na dwa etaty" i 
traktując drugi element programu - travel z przymrużeniem oka, można wg jednego z uczestników przywieźć 5-6 tys. $ i więcej. To są poważne pieniądze.
Okey.
 A co z tymi, którzy niekoniecznie chcą zarywać nocki by zapełnić 
portfele i skarpety zielonymi? Nawet przy wyjątkowo obecnie słabym 
kursie dolara, także oni mają szansę zarobić i dość dokładnie poznać 
turystyczne atrakcje przynajmniej tego stanu, do którego rzuci ich los 
lub własne zabiegi. Warunki są dwa: wyjazd trzeba zaplanować tak, aby 
pracować pełne 4 miesiące oraz należy znaleźć pracę za ok. 8$/h (tyle 
wynosiła w tamtym roku średnia stawka uczestnika programu W&T, przy 
płacy minimalnej 5,5 $/h). Spełniając te założenia można przywieźć ok. 2
 tys. zielonych, nawet realizując większe wycieczki po okolicznych 
stanach.
Pieniądze to nie wszystko
 Nie
 każdy wszak marzy o mitycznych dolarach. Wielu uczestników programu 
W&T realizuje cele odmienne od finansowych. I dobrze, wszak w 
"postudenckim" życiu będą mieli jeszcze wiele ciężkiej pracy, bilansów, 
dopinania różnych budżetów itp. Dla tych, którzy nie stawiają na 
pierwszym miejscu zarobku, wszelkie programy "pracy za granicą" 
przynoszą inne, niebagatelne zyski.
Nie
 każdy wszak marzy o mitycznych dolarach. Wielu uczestników programu 
W&T realizuje cele odmienne od finansowych. I dobrze, wszak w 
"postudenckim" życiu będą mieli jeszcze wiele ciężkiej pracy, bilansów, 
dopinania różnych budżetów itp. Dla tych, którzy nie stawiają na 
pierwszym miejscu zarobku, wszelkie programy "pracy za granicą" 
przynoszą inne, niebagatelne zyski.
Język
To
 bez wątpienia jeden z istotniejszych argumentów. Wiadomo, że kontakt z 
żywym językiem, konieczność używania go przy załatwianiu podstawowych, 
codziennych spraw, daje o wiele lepszy efekt niż setki godzin lekcji. Ta
 nauka w praktyce daje komunikacyjne obycie, pewność siebie - to 
wartości nie do przecenienia.
Doświadczenie
I
 to dwojakiego rodzaju. Po pierwsze "doświadczenie życiowe". Wyjazd za 
ocean to test odpowiedzialności i zaradności. Mama będzie daleko a i 
telefon do polskiego organizatora wyjazdu niewiele może ułatwić. Zwykła 
szkoła życia - trzeba radzić sobie samemu. Warto też wspomnieć o 
doświadczeniu prawdziwego amerykańskiego życia. Dla większości może 
to być jedyna okazja, aby zobaczyć i pomieszkać choć kilka miesięcy w 
Ameryce, zarabiać pieniądze, poznać prawdziwe amerykańskie życie płacąc 
rachunki, chodząc na pocztę czy nawet kupując samochód - mówi Michał Glijer z firmy Youth Exchange Center. - Nie należy zapominać, że główna idea każdego programu wymiany studenckiej to poznanie kraju przeznaczenia i jego społeczeństwa.
Po
 drugie, każdy wyjazd do zagranicznej pracy daje doświadczenie zawodowe 
bardzo cenione przez krajowych pracodawców. Studenci nabierają 
doświadczeń, których nie zdobędą w Polsce, ani nawet gdzie indziej w 
Europie. Obserwują amerykańską kulturę pracy, na której się przecież 
wzorujemy. Praca w USA to znak dla polskiego pracodawcy, że osoba jest 
zaradna, nie boi się nowych wyzwań i posiada komunikacyjną znajomość 
współczesnej łaciny biznesu - języka angielskiego.
&travel
O
 tym z pewnością nie wolno zapomnieć. To są w końcu wakacje! Olbrzymie 
przestrzenie nie muszą być ograniczeniem - za garść dolarów można 
wypożyczyć wóz, za niewiele więcej kupić "coś" co powiezie nas po 
amerykańskich szosach. Osoby, które wyjeżdżały 8-9 lat temu na W&T, 
za główny cel stawiały sobie nietypowe spędzenie wakacji, podróże po USA
 i dobrą zabawę w międzynarodowym środowisku - mówi jeden z weteranów. -
 Dziś większość myśli o zarobku. Twierdzę jednak, że nie jest tak do 
końca. Czy do wyobraźni każdego z nas nie przemawiają takie obrazy jak 
Wielki Kanion, Park Yellowstone, Hollywood czy wielkie prerie? Także 
dziś, ba może nawet w dobie słabego dolara tym częściej, programy 
W&T przyciągają tych, którzy nie pokonują oceanu tylko "za chlebem".
 Jak stwierdził jeden z organizatorów wyjazdów W&T - Sam osobiście 
nie spotkałem osoby, która będąc na programie, wykorzystała cały grace 
period of time (dodatkowe 30dni przeznaczone w myśl założeń programu na 
podróże - przyp. aut.) wyłącznie na nielegalną pracę.
Stany 
Zjednoczone to państwo, które ciągle stawia wyzwania odkrywcom. Jest też
 krajem, który po prostu trzeba samemu zobaczyć, aby przekonać się czy 
prawdą jest to wszystko co o niej mówią. A mówią przecież bez przerwy. 
Więc nawet jeśli na myśl o samodzielnym wyjeździe za ocean nachodzą Cię 
same wątpliwości, pamiętaj, że wszystkie marzenia mają swoją cenę. 
Najlepszym dowodem na to, że Work&Travel jest doświadczeniem 
wartościowym są tłumy studentów, które po raz kolejny chcą wybrać się w 
wakacyjną podróż. Być może warto zdecydować się na chwile zwątpienia, 
zmęczenia i niepewności w zamian za piękne widoki i za to, że przed 
końcem pobytu powiemy sobie w duchu: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem.